Moment, bo aż musiałam przeczytać komentarz Wyraka dwa razy. Gdzie on w ogóle wspomniał o "wyznawcach judaizmu"? Dlaczego tak często ludziom w tę dyskusję zaplątują się wątki religijne?
Cała masa Żydów (mam wrażenie że kol. Wyrak używa tylko dużej litery, więc chodzi o narodowość) nie wyznaje judaizmu. Część elit politycznych Izraela to najprawdopodobniej ateiści. Tak, na prawicy też. Nie istnieje żadna ogólnie przyjęta koncepcja, że Żyd = wyznawca judaizmu, tak jak Polak nie równa się z marszu katolik. Dawid Ben-Gurion był ateistą bardzo otwarcie. Golda Meir też. Teodor Herzl, akuszer idei syjonizmu, też ateista! A ilu nigdy się po prostu nie przyznawało ani nie dyskutowało publicznie swojego stosunku do religii?
Fakt, w Izraelu nie uchodzi to za dobry ton, żeby obnosić się z ateizmem (inaczej niż w Diasporze). Bardzo wielu Izraelczyków uważa, że "to nieżydowskie" i w łonie społeczności ciągle wybuchają debaty o to, czy Żyd ateista to jeszcze Żyd. Ale trend który się w anglojęzycznej prasie określa jako Jewish secularism żyje i ma się dobrze. Polega on głównie na tym, że nie mówi się głośno słowa ateizm, ale np. nie przestrzega się wielu zakazów religijnych, albo nie uczestniczy w życiu religijnej społeczności i traktuje się to wszystko lekko, ale nie rezygnuje się z żydowskiej tożsamości. Za to na wierzchu jest jak w Polsce: przyznaje się publicznie że "w coś trzeba wierzyć" (dawny spis powszechny szacował że 80% mieszkańców Izraela wierzy w jakąś siłę wyższą) i oczywiście obnosi się z kulturowym dziedzictwem przyklejonym do religijnej tradycji (bo to dziedzictwo jest uznawane za "żydowskie" i za wyróżnik). Za to co do diaspory to panuje przekonanie, że ponad 50% światowych Żydów to ateiści lub agnostycy. Niestety nie ma na ten temat danych.
Enyłej, ta dywagacja to zapiski na marginesie, dla ciekawych. W sensie: krytyka Izraela nie ma nic wspólnego z krytyką judaizmu i nie miałaby z nią nic wspólnego nawet gdyby 100% Izraelczyków było wierzących i praktykujących. Atakując Izrael, atakujesz byt państwowy i filozofię stojącą za tym państwem - ale nie tę, która wypływa z osobliwej interpretacji Tory, tylko tę, która zakłada, że współistnienie Żydów i Arabów na tej samej ziemi jest niemożliwe, a więc silniejszy musi wyprzeć słabszego. Ta myśl pochodzi od samego Ben-Guriona, autentycznego psychopaty, który nie widział Holokaustu na oczy (wyemigrował z Polski na długo przed wojną, a sam przyznawał, że w jego rodzinnym Płońsku nie odczuł antysemityzmu wcale), i stała się kamieniem węgielnym filozofii państwowej Izraela. Sam Ben-Gurion jest uważany za Ojca Założyciela kraju, a jeśli poczytać różne jego złote myśli to... mało powiedzieć że włos się jeży na głowie. A jest to ważne, bo tak naprawdę to dzisiejszy Likud jest w pewnym sensie kontynuacją założonego przez niego stronnictwa politycznego i spadkobiercą jego idei. I jest to idea na wskroś świecka, w której komponent religijny jest swojego rodzaju ornamentem - bardzo ważnym i bardzo istotnym, ale nie można mówić, że krytykując jedno, z automatu krytykujemy drugie.
Cóż, to są cytaty, a raczej parafrazy z tego co mówili mi ludzie.
Ja sama Pixelfeda nie znam to nikomu go nie polecałam.