obywatelle

joined 5 years ago
[–] obywatelle@szmer.info 1 points 4 months ago (2 children)

Tak, to też prawda, ale twój tekst przeczytałam po tym jak skomentowałam, bo dbam o dobre internetowe zwyczaje!

[–] obywatelle@szmer.info 3 points 4 months ago (4 children)

Jutro telefon od Trumpa i po wszystkim.

[–] obywatelle@szmer.info 3 points 4 months ago

Pytaniem które wszyscy powinni sobie zadawać jest: skąd właśnie teraz lojaliści wzięli broń? Komu zależy na destabilizacji kraju? A może komuś zależy na stworzeniu precendensu którym będzie się posługiwać, kiedy będzie rozbrajać inne siły? :)

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 5 months ago (1 children)

Czyli chodzi o to, że Ghostowi też można w każdej chwili wyciągnąć wtyczkę, tak?

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 5 months ago (1 children)

Ghost używa tej wtyczki, ale nikt mi nie wyjaśnił czym ona jest. :p

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 5 months ago

Dzięki za sugestie.

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 5 months ago (1 children)

A to tak, to można zawsze - ofc wtedy wtedy to ja muszę ogarnąć cały dizajn i wszystkie fajerwerki. Albo nawet ktoś mi pomoże, OK, ale to wcale nie pomoże mi dać tej samej rady innym i uznać tego za alternatywę. :(

Nie napisałam nigdzie że musi to być "darmowe". Ale alternatywy powinny być łatwo dostępne. Substack ma już tę ogromną przewagę że ma całe grono ludzi których poznałam dzięki ich pisaninie właśnie tam, są z różnych środowisk, różnych baniek (wiem, ekhm...), a ekosystem Substacka niesamowicie ułatwia odkrywanie treści i komunikację między userami. Jedynym problemem jest właśnie to, że jest scentralizowany, co mówię z żalem. Jest tam teraz masa wartościowych ludzi, tworzą wysokojakościowe teksty, ale boję się, że ktoś kiedyś wyciągnie wtyczkę i wszystko zgaśnie.

Z tego co poczytałam, Ghost jest jakoś podatny na federalizację, choć nie mam nadal pojęcia jak działa i czy może być zdecentralizowany.

Myślę że konieczność wnoszenia jakichś drobnych opłat za serwer czy hosting to nie jest tragedia, jeśli wszystko działa w sposób, który komunikuje użytkownikowi jasno, jakie ma korzyści i jest debil-friendly. Tak jak właśnie założenie konta na Substacku.

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 5 months ago (2 children)

Myślę, że skoro zaznaczyłam na wstępie swój level kompetencji technicznych i ogarnięcia w technologi...

  1. Możesz się domyślić.
  2. Możesz się domyślić.

xD

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 5 months ago

Szczerze? Zawsze denerwowały mnie platformy z domenami których nie da się podyktować ludziom w rozmowie. :) Substack też nienajlepszy, ale łatwiejszy.

[–] obywatelle@szmer.info 2 points 5 months ago

On nie umie robić nic innego. Ale nius sam w sobie interesujący.

[–] obywatelle@szmer.info 3 points 5 months ago (2 children)

Co jest oczywiście trudne, bo Ogryzka (także i w tym tekście) unika podawania źródeł informacji, więc trzeba szukać ich samemu na chorwackich portalach. Albo ufać, że rzeczywiście było tak, jak przekazuje.

[–] obywatelle@szmer.info 1 points 5 months ago* (last edited 5 months ago)

Dla mnie te subreddity to taki jeden wielki trolling. Coś jak na czanach - ludzie tak się wkręcają w daną fikcję, że są w stanie siebie samych przekonać do tego, że w nią wierzą. Był taki słynny subreddit o inbreedingu (kazirodztwie z... konsekwencjami), został zbanowany po tym jak zauważyli go jutuberzy, ale IMO nie bylo tam ani słowa prawdy.

Z czanów przyszła moda na tzw Augmented Reality Games, ale zanim one powstały, użytkownicy po prostu nakręcali się nawzajem na rozmaite gówna (np. wmawianie sobie że jesteś gejem i uwielbiasz ssać kutangi, albo że marzysz o byciu poniżonym w sposób który wydaje ci się obrzydliwy...), z czasem jednak zaczęło to obierać bardziej wyrafinowane formy i przeniosło się m.in. na reddit. IMO to jedna z nich.

No ale mogę się mylić, to Amerykanie, oni nie są normalni.

 

Follow-up do zamieszczonego przeze mnie wcześniej tekstu Meduzy.

Brazylia i Indie mogly nie chcieć nowych członków, no to pokazano im kto w tym BRICS naprawdę rządzi.

 

Andriej Siergiejew Wczoraj, 12:27

Krótka hisroria BRICS

W 2001 r. główny ekonomista Goldman Sachs Jim OʼNeil w swojej analizie jako pierwszy wprowadził termin BRIC, aby opisać szybko rozwijające się wówczas rynki Brazylii, Rosji, Indii i Chin. W 2009 r. powstała wspólnota zrzeszająca te cztery kraje. Republika Południowej Afryki dołączyła w 2011 r. jako jedna z najszybciej rozwijających się gospodarek na kontynencie afrykańskim. Wraz z przyjęciem RPA nazwa BRIC uległa zmianie poprzez dodanie "s".

Zachodowi rośnie groźny konkurent. Pięć państw ma już plan Od tego czasu pięć krajów znanych jako BRICS pracuje nad zmniejszeniem zależności swoich gospodarek od zachodnich instytucji finansowych oraz udziału dolara w rozliczeniach.

Przywódcy Brazylii, Chin, Indii i RPA na spotkaniu w Johannesburgu pojawią się osobiście. Nie pojawi się za to przywódca Rosji. Władimir Putin boi się aresztowania — na podstawie nakazu Międzynarodowego Trybunału Karnego — i będzie komunikował się z innymi głowami państw wyłącznie za pośrednictwem wideo. Państwa członkowskie chcą zwiększyć swoje wpływy i zdegradować dolara. Oto dlaczego ten szczyt BRICS będzie inny niż wszystkie.

Szczyt BRICS w Brazylii. Przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, premier Indii Narendra Modi, prezydent RPA Cyril Ramaphosa. 2019 r.Sergio LIMA / AFP Szczyt BRICS w Brazylii. Przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, premier Indii Narendra Modi, prezydent RPA Cyril Ramaphosa. 2019 r.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), łączny udział krajów BRICS w globalnym PKB w ciągu ostatnich 30 lat zrównał się z udziałem G7, a w 2022 r. nawet nieznacznie go przekroczył.

Chiny są absolutnym liderem grupy — odpowiadają za dwie trzecie PKB bloku, podczas gdy USA wnoszą tylko jedną trzecią PKB w ramach grupy G7.

Świat stoi w punkcie zwrotnym Kreml lubi nazywać BRICS "unią większości", aby podkreślić, że Rosja świetnie sobie radzi z sankcjami i — wbrew nadziei Zachodu — nie została całkowicie odizolowana od reszty świata.

Warto tu podkreślić, że mieszkańcy państw członkowskich BRICS to 42 proc. światowej populacji, podczas gdy G7 tylko 10 proc. BRICS nie stanowi większości. Może się nią stać, o ile krajom uda się poszerzyć blok. Nie będzie to jednak łatwe.

— W ciągu 16 lat BRICS, niczym wielki statek, nieustannie płynął pod pełnymi żaglami pomimo gwałtownych fal i burz — tym zdaniem Xi Jinping otworzył poprzedni szczyt w czerwcu 2022 r. W tej metaforze jest ziarno prawdy.

Zaledwie cztery miesiące przed tamtym szczytem Rosja rozpętała wojnę w Ukrainie, pogrążając w chaosie system stosunków międzynarodowych. Więzi między krajami BRICS pozostały nienaruszone. Trzy państwa członkowskie — Chiny, Indie i RPA — wstrzymały się od głosu w głosowaniu ONZ w marcu 2022 r. w sprawie potępienia rosyjskiej agresji.

— Uważam, że świat stoi obecnie w punkcie zwrotnym. System stosunków międzynarodowych, który rozwinął się po 1945 r., przechodzi rodzaj kryzysu egzystencjalnego — wyjaśniła Sanusza Naidu, starsza specjalistka Instytutu Globalnego Dialogu w RPA. Stare zasady przestały obowiązywać, a nowe nie zostały jeszcze odkryte — i nie chodzi tylko o wojnę — stwierdziła ekspertka.

Przyszłość światowej gospodarki Wzrost aktywności gospodarczej po zakończeniu pandemii, zakłócenia w globalnych łańcuchach dostaw, a później inwazja Rosji na Ukrainę sprowokowały gwałtowny wzrost stóp procentowych banków centralnych na całym świecie. To zakończyło erę taniego pieniądza w krajach rozwiniętych, która trwała prawie 16 lat. Kraje globalnego Południa, które muszą zaciągać znaczne pożyczki, aby rozwijać swoje gospodarki i niwelować luki strukturalne, miały trudności ze spłatą swoich długów.

Chociaż BRICS istnieje od 14 lat, wzrost zainteresowania sojuszem nastąpił dopiero w latach 2022-2023, co zbiegło się z inwazją Rosji na Ukrainę. W tym czasie około 40 krajów wyraziło chęć przystąpienia do wspólnoty. 23 z nich złożyły formalne wnioski o dołączenie — m.in. Iran, Argentyna, Indonezja, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Egipt.

— W nowych realiach kraje rozwijające się mają coraz większą trudność z utrzymaniem stabilności makroekonomicznej, ponieważ gwałtownie rosnące koszty pożyczek międzynarodowych sprawiają, że ich gospodarki stąpają po chwiejnym gruncie — tłumaczy Sanusza Naidu. — Chęć dołączenia do sojuszu można wytłumaczyć próbami ponownego zabezpieczenia się przed ryzykiem — dodała. Według niej, kluczowym problemem obecnego systemu finansów i dyplomacji jest to, że "nie służy on już swojemu pierwotnemu celowi". A zdaniem krajów globalnego Południa, ten system już nie działa.

Chiny chciały pomóc

Według Afrykańskiego Banku Rozwoju, państwa kontynentu potrzebują około 100 mld dolarów (408 mld zł) inwestycji rocznie, aby wypełnić lukę infrastrukturalną w stosunku do krajów rozwiniętych. Chiny, uważane za kluczowy kraj BRICS, oferują im jednak korzystniejsze warunki udzielania pożyczek — zwłaszcza w porównaniu z globalnymi instytucjami finansowymi, takimi jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) czy Bank Światowy. — Warunki chińskich pożyczek są lepsze, zwłaszcza w porównaniu do pożyczek zachodnich — potwierdził rosyjski ekonomista Andriej Mowczan.

— Na przykład, jeśli jesteś państwem trzecim z dużym zadłużeniem, prędzej czy później będziesz musiał ponownie pożyczyć pieniądze. A pożyczki nie trwają wiecznie. Dziś korzystniejsze będą pożyczki w chińskich juanach. Po pierwsze, kurs juana jest niższy (niż waluty w krajach rozwiniętych — red.), a po drugie, ścieżka obierana przez przywódców Chińskiej Republiki Ludowej musi zakładać obniżenie wartości waluty w stosunku do dolara. Innymi słowy, zaciągasz pożyczkę w walucie, która sprawi, że wartość twojego długu w dolarach spadnie — tłumaczy ekonomista.

Czy powiększenie się BRICS jest realne? W obliczu globalnego konfliktu między Południem a Północą, przyjęcie nowych członków do BRICS nie będzie łatwe. Na przykład Argentyna mierzy się z wysoką inflacją i ogromnym zadłużeniem, którego nie jest w stanie spłacić. Wenezuela i Iran od dawna objęte są surowymi sankcjami. Eksperci twierdzą, że przystąpienie do sojuszu raczej nie pomoże rozwiązać wszystkich problemów tych i innych krajów rozwijających się.

Nie tylko Iran. Tak miliardy z Brukseli ratują gospodarkę Putina. W grę wchodzi handel diamentami — Państwa BRICS mają swoje własne ograniczenia strukturalne, własne problemy, a także własne interesy — dodaje Sanusza Naidu. Członkowie sojuszu nie są zgodni co do poszerzenia wspólnoty. Za włączeniem nowych krajów opowiadają się Chiny, które chcą zwiększyć swoją strefę wpływów, oraz Rosja, która potrzebuje nowych partnerów. Gdyby tak się stało, świat może stanąć na głowie. Silny sojusz BRICS odwraca porządek świata.

Przeciwnikiem pomysłu jest Brazylia, która obawia się, że grupa straci swój status, jeśli dołączy do niej duża liczba nowych członków. Indiom, które prowadzą spory terytorialne z Chinami, również nie podoba się perspektywa rosnących wpływów ich sąsiada. Republika Południowej Afryki nie określiła jeszcze swojego stanowiska — przynajmniej nie publicznie. BRICS podejmuje decyzje w drodze konsensusu, więc opinia każdego członka wspólnoty jest równie ważna.

BRICS przede wszystkim walczy z dolarem

— Nie sądzę, by przywódcy BRICS byli w stanie dojść do porozumienia w sprawie ekspansji podczas tego forum. Prawdopodobnie usłyszymy że sojusz będzie do niej dążył. Ale ramy czasowe i warunki będą kwestią wymagającą dalszej dyskusji — podsumowuje Sanusza Naidu.

BRICS przede wszystkim chce położyć kres zależności od dolara w zakresie płatności międzynarodowych. Ta kwestia nigdy nie była tak drażliwa, jak w 2023 r., kiedy Zachód zadał Rosji poważny cios gospodarczy, zamrażając jej rezerwy walutowe. Zachodnie władze zamroziły setki miliardów dolarów rosyjskich rezerw, choć nadal boją się przekazać te pieniądze na odbudowę Ukrainy.

UE ma plan na odbudowę Ukrainy. Już raz w historii zastosowano to rozwiązanie Formalnie BRICS posiada nawet własny bank — w 2014 r. w Szanghaju otwarto Nowy Bank Rozwoju, który finansuje projekty infrastrukturalne w krajach rozwijających się. Zatwierdzony portfel inwestycyjny banku wynosi około 30 mld dolarów (122 mld zł). Jednocześnie — w związku ze zbyt dużym ryzykiem — instytucja wstrzymała finansowanie projektów w Rosji zgodnie z sankcjami USA.

Rozkwit chińskiej waluty a waluta alternatywna dla dolara

Jednym ze strategicznych celów banku BRICS jest doprowadzenie do 30 proc. udziału rozliczeń między członkami wspólnoty w ich walutach.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, udział dolara amerykańskiego w rezerwach banków centralnych na całym świecie systematycznie spadał w ciągu ostatnich 30 lat, osiągając najniższy od ćwierć wieku poziom 59 proc. w 2020 r. Spadek częściowo wynika z wprowadzenia euro w 1999 r.

Amerykańska waluta jest wciąż wykorzystywana w globalnym handlu, prywatnych aktywach, długach i na całym światowym rynku walutowym — zauważyli analitycy ING Bank.

Według statystyk międzynarodowej organizacji instytucji finansowych SWIFT, dolar amerykański jest wykorzystywany w przypadku prawie połowy transakcji na świecie (42 proc.), a euro — jednej trzeciej (32 proc.). W przypadku chińskiego juana to jedynie około 2 proc. Mimo to udział waluty Chin rośnie dość szybko, zwłaszcza w ciągu ostatniego półtora roku — głównie ze względu na handel z Rosją, który dramatycznie wzrósł od wybuchu wojny w Ukrainie.

Według analityków ING, rosnący udział walut alternatywnych nie jest bezpośrednim zagrożeniem dla dolara, ale zwiększa konkurencję między walutami regionalnymi. Jednak to, że amerykańska waluta stoi przed wyzwaniami politycznymi i gospodarczymi, to fakt.

Dzięki niemu USA dominują na świecie. Oto pięć państw, które chcą to zmienić Cel niemożliwy do zrealizowania Jak wyjaśnia Andriej Mowczan, to, że kraje BRICS uzgodnią wspólną walutę, taką jak euro, jest praktycznie niemożliwe, ponieważ członkowie wspólnoty nie dzielą wspólnych przestrzeni gospodarczych i oferują swoje towary na zupełnie różnych rynkach.

Teoretycznie członkowie sojuszu mogliby zgodzić się na utworzenie wspólnotowego instrumentu finansowego, który byłby wykorzystywany we wzajemnych rozliczeniach między państwami. Instytucja nie odegrałaby jednak roli w obrocie na rynkach poszczególnych krajów. Najlepszym przykładem jest ECU (European Currency Unit), instrument płatniczy używany do rozliczeń między krajami UE przed wprowadzeniem euro.

Mowczan powołuje się na przykład obiegu dolara w Rosji w czasie niestabilności finansowej w latach 90. 30 lat temu dolar obywatele w rosyjskich sklepach mogli płacić dolarami. Wciąż była to waluta międzynarodowa, krążąca w Rosji, ale z centrum emisyjnym na zewnątrz.

— W kwestii waluty należy zwrócić uwagę na dwa ważne czynniki: kto kontroluje jej emisję i kto zarządza procesem inwestycji (lub jest beneficjentem oszczędności w tej walucie). Na przykład w przypadku dolara, Stany Zjednoczone otrzymują cały dochód, a także wszystkie korzyści z inwestowania w niego, ponieważ pozwala im to na budowanie zadłużenia zagranicznego. To samo dotyczy juana — wyjaśnił Mowczan. W związku z tym nic wielkiego nie zmieni się na świecie po wprowadzeniu chińskiej waluty — podsumował rozmówca Meduzy.

Chiny trzymają rękę na pulsie

Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva, lewicowy polityk, który jest znanym krytykiem "hegemonii dolara", wiosną tego roku poparł ideę wspólnego instrumentu płatniczego. Co więcej, zasugerował, że kraje BRICS powinny później wprowadzić wspólną walutę, "tak jak Europejczycy wprowadzili euro".

Mowczan przypomniał, że "BRICS jest sojuszem z absolutną dominacją Chin zarówno pod względem wielkości gospodarki, możliwości finansowych, jak i stosunków handlowych".

Jeśli grupie uda się uzgodnić wspólny instrument płatniczy, prawdopodobnie będzie to system faworyzujący juana. To dałoby Chinom możliwość obrony własnych interesów w tym segmencie światowego handlu. Ale nie chodzi o konkurowanie z dolarem — to zupełnie różne rzeczy.

Chiny muszą prowadzić politykę, która doprowadza do konsekwentnego spadku wartości juana w stosunku do dolara — to pozwala na tańszą produkcję, a tym samym zwiększenie podaży na rynkach międzynarodowych. Jeśli następnie wspólna waluta oparta na juanie będzie mogła zastąpić dolara w rozliczeniach wielu krajów z chińskim rynkiem, wówczas Chiny otrzymają po prostu mniej dolarów. Jeśli popyt na dolary będzie się utrzymywał, juan tylko delikatnie straci na wartości. — Dla Chin będzie to centralny punkt procesu tworzenia jednej waluty BRICS — dodał Mowczan.

Klub przywódców o podobnych pomysłach

Pomimo ambitnej agendy szczytu w 2023 r., jest jeszcze za wcześnie, aby porównywać BRICS z G7, a tym bardziej z NATO, choć niektórzy członkowie wspólnoty bardzo chcieliby to robić. Główną różnicą między BRICS a szeroko rozumianym Zachodem jest to, że członkowie sojuszu nie są związani żadnymi zobowiązaniami — w rzeczywistości wspólnota wciąż jest klubem krajów o podobnych interesach.

— BRICS nie ma wspólnej przestrzeni celnej, wspólnej przestrzeni walutowej ani wspólnej przestrzeni handlowej — czyli w rzeczywistości nie ma żadnych zobowiązań — wylicza Andriej Mowczan.

Obecnie interesy członków BRICS są zbieżne, ale nie wiemy, czy tak będzie zawsze. Sojusz składa się z państw różnych pod względem ustroju i polityki. Indie, Brazylia i RPA są demokracjami, podczas gdy Rosja i Chiny są autokracjami. Indie, które niedawno stały się członkiem QUAD, sojuszu wojskowego Indo-Pacyfiku pod przywództwem USA, nadal mają nierozwiązany spór terytorialny z Chinami w Tybecie.

Musimy pamiętać, że pomimo wzrostu gospodarek BRICS, przepływy pieniężne z tych krajów są nadal redystrybuowane na Zachód, a rekordowa liczba najbogatszych obywateli opuszcza państwa bloku. Według Henley & Partners, firmy konsultingowej, która pomaga w uzyskaniu obywatelstwa poprzez inwestycje, w ubiegłym roku około 40 tys. milionerów opuściło kraje BRICS. Rekordzistami były kraje Władimira Putina i Xi Jinpinga: Rosję opuściło 15 tys. milionerów, a Chiny — 13 tys. Dla porównania, 8 tys. milionerów wyjechało z Indii, a 2,5 tys. — Brazylii.

Ze statystyk wypływa wniosek, że najbardziej aktywni i zamożni obywatele krajów członkowskich BRICS nie wierzą jeszcze w ich dobrobyt i wolą trzymać swoje pieniądze w krajach zachodnich, gdzie ryzyko polityczne i finansowe jest niższe.

Andriej Siergiejew Źródło: meduza.io

 

Katarzyna Stefańska

Jest mu dobrze, bo urwał kontakt z matką - "skorupą bez uczuć". -Nie pamiętam, żeby mama mnie przytulała, żeby mnie chwaliła, żeby czytała mi bajki i poświęcała czas. Bardzo mi tego brakowało, dlatego jako kilkulatce wydawało mi się, że zamienili mnie w szpitalu. Że moi prawdziwi rodzice się zorientują i mnie stąd zabiorą. I powiedzą, że mnie kochają - mówi 53-letnia Katarzyna.

Marta, 52 lata: - Nie byłam dzieckiem oczekiwanym i chcianym. I to czułam. Te jej karcące spojrzenia, ta złość, z którą patrzyła na mnie za każdym razem. Nigdy mnie nie zaakceptowała. Mówiła mi, że "ja nie rokuję".

Równie dobrze mogłabym się przytulać do krzesła Ten tekst miał nie powstać. Ale po rozmowach z osobami DDA uznałam, że muszę go napisać. Bo obok traum z dzieciństwa związanych z przemocowym pijącym ojcem, moje rozmówczynie mówiły też o matkach - zasznurowanych emocjonalnie i nieokazujących uczuć. O dziecięcej rozpaczy związanej z brakiem poczucia bezpieczeństwa w rodzinie. Mówiły o łaknieniu miłości kilkuletnich dzieci, której nigdy nie otrzymały. A potem przeczytałam komentarze pod tekstem.

"Ja w wieku 5 lat byłem całkiem zniszczonym, małym człowiekiem. Czy Wy wiecie, że ja nie pamiętam żadnego przytulenia, pocałunku? Jedyne zdjęcie z tego okresu, jakie mam to ja - owszem, w ładnym białym ubranku - ale z oczami, w których widać cały smutek świata" - brzmi jeden z nich.

Następny: "Ja też nie doznałam przytulenia od matki, czasem próbowałam się do niej przytulać, ale równie dobrze mogłabym się przytulić do krzesła. Nie była uzależniona, po prostu mnie nie kochała i nie chciała".

Ktoś inny pisał, że w końcu jest mu dobrze, bo urwał z matką kontakt. Ktoś jeszcze, że jego matka to "skorupa bez uczuć".

Matka mi mówiła: Jesteś cały ojciec -Nigdy nie czułam się akceptowana. Nikt mnie nigdy nie przytulał. Nie pamiętam jakiejś fali łagodności, gdy cię ktoś dotyka. Wie pani, kiedy to poznałam? Jak zostałam mamą. Dopiero wtedy odkryłam, jak kojący może być dotyk drugiego człowieka. Ojciec mnie bił, ale nawet wtedy go lubiłam. Przynajmniej był jakiś, imponował mi. A matka miała wybór. Wolała być ofiarą i tkwić w tym, niż ratować dzieci i siebie. Poświęciła nas. Mnie szczególnie. Bo mnie nie akceptowała, bo za bardzo jej go przypominałam. Mówiła: „Jesteś cały ojciec". Pamiętam ten smutek małego dziecka, bo wiedziałam, że go nie lubi. Czyli nie lubi też mnie. A ja chciałam tylko akceptacji. I przynależności - mówi Marta.

Twierdzi też, że największy żal ma właśnie do matki. Ale, podobnie jak autorzy niektórych komentarzy, już przestała się starać i zabiegać o jej miłość:

-Całe życie szukałam jej akceptacji, ale mam już wyjeb*ne. Zrobiłam się w stosunku do niej obojętna. To co miała dać mi moja matka, dała mi w dzieciństwie - mówi.

-Czyli co?

-Nic. Nic mi nie dała. Umarła we mnie jakaś sfera i już nie chcę z nią kontaktu. Lepiej mi bez niego.

Deficyt matczynej miłości Joanna Kalecka, łódzka psycholożka i psychoterapeutka mówi o deficycie miłości matczynej w kontekście głębokiej rany, którą nosi w sobie dorosły człowiek:

-Słyszę w tym zdaniu dużo rzeczy. Głęboki uraz i ranę. I faktycznie, jeśli matka nie widzi dziecka, jest obojętna i ignoruje wszystkie starania, a dobroć wysyłana w jej kierunku jest odrzucana, to lepiej jest odejść, niż być traumatyzowanym ciągle w ten sam sposób. Bo to przerwanie pętli, w której powtarzamy ciągle jedno zachowanie licząc, że przyniesie inny efekt. A ono nie przynosi. Wtedy lepiej dla tej osoby jest, aby chroniła swoją integralność. To bardzo często służy. Ale nie mogę stwierdzić kategorycznie, że to służy zawsze. Bo odcięcie tej gałęzi od drzewa też jest niezwykle trudne i bolesne.

Psycholożka jednocześnie podkreśla, że każda osoba i jej historia jest inna. To indywidualne podejście jest najważniejsze w terapii: - Zawsze szukam balansu i tego, co jest dobre dla danej osoby. Czasem pomaga dostrzeżenie ambiwalencji matki, na zasadzie "mama była zimna i przez to mam ranę i cierpię. Mogę się na to złościć, mogę doświadczać gniewu, ale dała mi dom i próbowała mnie kochać na swój sposób, może nie potrafiła po prostu tego wyrazić". A z drugiej strony, w sytuacji dziecięcych dramatów, nie przeszłoby mi przez gardło zdanie "Mama panią kochała", bo to by było potworne dla tego straumatyzowanego człowieka - twierdzi.

I dodaje: - Wydaje mi się, że ten sukces terapeutyczny jest wtedy, kiedy dostrzegamy ambiwalencję. Że jest coś, co nas na karmiło i jest też coś, co nas strasznie zraniło.

Stare lalki pod choinką -Nie uważam, żeby moja mama była pozbawiona uczuć. Ona nie potrafiła ich wyrażać. Weszła w rolę ofiary przemocowego męża i się w niej ugościła. Do tej pory mówi, jakie miała ciężkie życie. Ona, jakby nie było w nim dzieci, nad którymi ojciec się znęcał, a ona nigdy mu się nie przeciwstawiła. W tym dramacie była tylko ona. Zawsze była tylko ona. Ale myślę, że nie jest wydmuszką bez uczuć. Z perspektywy czasu i terapii, wiem, że to poraniony i pozamykany w sobie człowiek, który nigdy nie powinien mieć dzieci. Dla niej liczył się tylko porządek i poukładane od linijki rzeczy w szafkach. Zupełnie nie wiem, po co jej byliśmy, jej wystarczył wypucowany dom. Jedyne czego mnie nauczyła, to sprzątać - mówi Katarzyna.

I dodaje: - Ale poraniła mnie bardzo, chociaż już to przepracowałam na terapii. Pamiętam, że kiedy urodziłam swoje pierwsze dziecko, chciałam jakoś się podzielić z nią tymi uczuciami, trudnym porodem. Aż uświadomiłam sobie, że jej to w ogóle nie interesuje. Siedziała obok w samochodzie, patrząc kamiennym wzrokiem. Albo kiedy zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Miałam 30 lat, dwoje małych dzieci. A ona się na mnie za to obraziła. Usłyszałam tylko, "jak mogło ją to spotkać". Zero przytulenia, wsparcia, tylko emocjonalne odrzucenie. I milczenie przez kilka dni.

Marta: - W moim domu nie było celebracji urodzin albo świąt. Pamiętam, jak z siostrą wkładałyśmy pod choinkę stare lalki, żeby tylko coś dostać. Nie pamiętam żadnego gestu otuchy i poczucia, że czuję się przy mamie dobrze. Nigdy nie powiedziała, że mnie kocha. W ogóle całe dzieciństwo czułam się tak, jakbym nie pasowała do tej rodziny. Bo rodzeństwo było takie grzeczne, a ja zawsze rozrabiałam, żeby zaskarbić sobie jej uwagę. I jej to sprawiało problem, byłam dla niej obciążeniem. Spodziewała się po mnie najgorszego. Może nawet tego, że skończę tak samo, jak ojciec alkoholik. Bo przecież jestem do niego tak podobna... Ostatnio usłyszałam, że jest zaskoczona, bo tyle osiągnęłam w życiu zawodowym. I że jestem taką dobrą matką.

Jak małpki z eksperymentu Joanna Kalecka podkreśla, że powodów takiego zachowania matek może być kilka: - Deficyt miłości wynika z kryzysu relacyjności. Matki mogą być nieobecne, zapracowane. Przyczyną może być choroba lub depresja, trudności życiowe. Jeśli mówimy o DDA, to taką matkę zabiera też alkohol. Może być tak, że ta matka sama nie dostała tych uczuć. Kobiety w naszym kraju noszą duże brzemię. Ciężar zajmowania się domami, odpowiedzialności za wiele rzeczy. W przypadku rozwodu to one zostają z dziećmi, one zostają z domami i radzeniem sobie. To wszystko jest na ich barkach.

Psycholożka jednocześnie przyznaje, że brak okazywania uczuć może mieć katastrofalne skutki w rozwoju młodego człowieka. Przytacza eksperyment Harry'ego Harlowa, który analizował zachowania społeczne makaków. Okazało się w nim, że potrzeba bliskiej relacji jest u naczelnych ważniejsza niż nawet potrzeba zaspokojenia głodu. To samo można odnieść do ludzi: - Nieprzytulane dzieci wykazują mniejszą zaradność, mniejsze poczucie sprawczości, większą lękowość. Taki syndrom wycofywania się. Jak małpki z eksperymentu, którym części dano do przytulania pluszową matkę, a innym drucianą. I te ostatnie wpadły w chorobę sierocą. Brak uczuć, brak miłości, brak akceptacji jest potwornie traumatyzujący. To jest taki podświadomy przekaz: "nie chcę cię". Zimny chów bardzo oddziałuje na psychikę - mówi

Joanna Kalecka podkreśla, że deficyt uczuć nie ma wieku i mogą go doświadczać zarówno osoby dojrzałe, jak i dzisiejsi dwudziestolatkowie, którzy zgłaszają się na terapię: - Mam wrażenie, że deficyt uczuć nie ma reguły. Czy to jest osoba po 70 czy po 40. Także to młode pokolenie, trzydziestolatków i dwudziestolatków też jest osamotnione. To, co zawsze podkreślam, to że oni się zgłaszają osamotnieni, a ich rodzice są bardzo zapracowani. Bo często dla takiej matki wygodne jest, kiedy dziecko zajmuje się sobą, sięga po telefon czy gry komputerowe i one przez jakiś czas nie muszą się nim zajmować. Bo mogą być wtedy w swoim świecie. Ale to też jest osamotniające. To jest też o relacjach, o braku relacji. Potem, choćby nie wiem, jak się starały, ciężko jest to nadrobić.

Kontakt z matką to ciążący obowiązek -Ja z moją mamą, teraz starszą panią nie prowadzę żadnych szczerych rozmów. Nie ma to sensu. Bo ona nie zrozumie. W życiu się nie przyznała do błędu, nie ma w sobie empatii. W rozmowach skupiona jest tylko na sobie. My gadamy tylko o pogodzie - mówi Katarzyna.

Joanna Kalecka: - Są metody, aby się z tym bólem godzić i są metody, aby tę traumę przeżywać i opłakiwać. To radzenie można porównać do rany na ciele, która ma szansę się zagoić, natomiast może zostać do końca życia blizna, która jest wrażliwa. I która będzie uaktywniać się w niektórych sytuacjach. I doskwierać.

Marta mówi, że kontaktuje się z matką rzadko, tylko kiedy jest to konieczne. Czasem nie rozmawiają ze sobą po kilka miesięcy, ale to zawsze ona dzwoni, bo jak mówi, "To ja muszę się ukorzyć".

Pytam, czy brakuje jej tego kontaktu.

-Broń Boże - mówi. - Ja teraz odżyłam. Bo kontakt z moją matką nigdy nie był dla mnie przyjemnością. To obciążenie, obowiązek i przyzwoitość.

 

Antonello Guerrera - la Repubblica

Kiedy okazało się, że z deportacji do Rwandy nici, rząd Wielkiej Brytanii postanowił wysłać ludzi ubiegających się o azyl na wielką barkę przycumowaną u wybrzeży Dorset.

-To bomba z opóźnionym zapłonem – mówi Kevin Wilkie, właściciel sklepu ze starymi komputerami i napisem w oknie: „Nie dla barki z migrantami!".

Pytam, dlaczego?

-To ogromny błąd. To miasteczko liczy 13 tys. mieszkańców. Nie da się utrzymać równowagi. Co miałoby tu robić 500 wałęsających się dorosłych mężczyzn, bez pracy?

Sierpień. Typowy chłodny dzień w środku angielskiego lata. Nad wysepką Portland w Kanale Angielskim zawisły ponure chmury. We mgle, w hrabstwie Dorset, miejscu Johna Le Carré i PJ Harvey, majaczy Chesil Beach, niekończący się, melancholijny przesmyk plaży z niezwykłej powieści Iana McEwana z 2007 roku.

Wilkie mieszka i pracuje zaledwie 20 metrów od nowej czerwonej strefy, czyli od prywatnego, zamkniętego „Portland Port Ltd", w którym cumuje barka "Bibby Stockholm". Ten dziwny statek został tu przyholowany trzy tygodnie temu, policja wpuszcza na teren tylko nielicznych wtajemniczonych.

Pomiędzy łodziami i kontenerami można jednak dostrzec okna tego budzącego ostre spory pływającego bloku mieszkalnego w szaro-czerwonych kolorach. Znajdują się w nim 222 pokoje dla 500 migrantów i osób ubiegających się o azyl, którym udało się dotrzeć na Wyspy przez kanał La Manche. Wielka Brytania uznaje ich za „nielegalnych", przynajmniej dopóki Home Office nie skończy rozpatrywania ich wniosków o azyl. A to potrwa wiele miesięcy.

Właśnie stąd, z doków Portland, brytyjscy i amerykańscy żołnierze wyruszyli na inwazję w ramach D-Day (jest tu nawet muzeum poświęcone lądowaniu w Normandii). Tutaj także znajduje się jeden z najcenniejszych skarbów naturalnych na świecie, Wybrzeże Jurajskie wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tutaj wreszcie wydobywa się kamień portlandzki, z którego zbudowano katedrę św. Pawła w Londynie zaprojektowaną przez sir Christophera Wrena, a także w dużej części Pałac Buckingham i Kongres Stanów Zjednoczonych.

To jak cofnięcie się do czasów wiktoriańskich

Dla Steve'a Valdeza-Symondsa z Amnesty International barka „przypomina statki więzienne z epoki wiktoriańskiej". W każdej kajucie znajduje się piętrowe łóżko dla dwóch lub trzech osób, łazienka, biurko, szafa. Jest wi-fi, a także wspólna sala modlitewna, przestrzenie rekreacyjne, ambulatorium i siłownia.

Według rządu wszystko jest OK. Inaczej uważają np. związki zawodowe strażaków, które przestrzegają, że prawdopodobne zaprószenie ognia na pokładzie skończyłoby się katastrofą. Migranci mogą opuszczać barkę i promem (kursują co godzinę) dostać się do centrum Portland lub, korzystając z jedynej drogi, opuścić wyspę i dotrzeć autobusem do pobliskiego Weymouth. Władze „zachęcają" ich, ale nie zmuszają, by wracali na barkę przed godz. 23 – przed wejściem czeka ich za każdym razem przeszukanie.

Obserwuję niebieskie promy: są puste, czasem dwóch pasażerów, nie więcej. Dzieje się tak, ponieważ jak dotąd tylko 15 imigrantów zgodziło się wejść na pokład statku.

Rząd grozi migrantom i pomagającym im prawnikom

Afgańczyk ubiegający się o azyl mówi BBC: „Dźwięk zamykanych zamków w grodziach przypominał mi więzienie". Kilkudziesięciu migrantów, za radą adwokatów, odmówiło. Znana z ostrych poglądów szefowa Home Office Suella Braverman - córka migrantów, podobnie zresztą jak premier Rishi Sunak - zareagowała z nieukrywanym gniewem.

Rząd postawił opornym migrantom ultimatum (wygasło kilka dni temu), że wyrzuci ich podania o azyl do kosza, a prawnikom, którzy ich „podburzają" zagroził więzieniem pod zarzutem „pomagania i zachęcania do nielegalnej imigracji".

Rząd jest zdesperowany, więc podejmuje ryzyko. Ale Rishi Sunak stawia wszystko na jedną kartę przed przyszłorocznymi wyborami. Barka ma dać obywatelom złudzenie bezpieczeństwa, iluzję, że władze kontrolują sytuację z nielegalną imigracją.

Jednak do tej pory notowania torysowskiego rządu są fatalne, Brytyjczycy widzą, że inne kraje, takie jak Włochy, potrafią administrować znacznie większymi liczbami imigrantów, niż tych ok. 50 tys., którzy dotarli na Wyspy Brytyjskie w zeszłym roku. Londyn wydaje 7 milionów funtów dziennie na zakwaterowanie migrantów w hotelach, próbował wysłać ich do obozów przejściowych w Rwandzie, co spotkało się nie tylko z oburzeniem części opinii publicznej, ale zakończyło się blamażem po zawetowaniu umowy z Kigali przez brytyjski wymiar sprawiedliwości.

"Torysi igrają z ogniem"

Tylko 10 proc. Brytyjczyków ma zaufanie do Sunaka w kwestii imigracji, mimo że Braverman zdradziła, iż jej „największym marzeniem jest zobaczyć, jak samolot załadowany migrantami odlatuje do Rwandy".

A wiceminister Lee Anderson dodał: „Jeśli migrantom nie podobają się barki, mogą wracać do Francji".

-Torysi igrają z ogniem. W minionych dniach przybyli tu już członkowie dwóch ugrupowań skrajnej prawicy: Patriotic Alternative i Britain First, by rozsiewać ksenofobię i rasizm – mówi mi jeden z mieszkańców Portland, Philip Marfleet, 75-letni emerytowany profesor Uniwersytetu Wschodniego Londynu, obecnie aktywista ze „Stand Up to Racism".

-Przyjęliśmy w naszych domach 150 tys. uchodźców z Ukrainy, podczas gdy tych, którzy przedostają się przez La Manche (większość to Irańczycy, Albańczycy i Irakijczycy) chcemy wyrzucać na zacumowane barki. Rasizm tego rządu jest przerażający - uważa Marfleet.

Portland jest rozdarte. Młodzi ludzie, tacy jak Lee i Eva, wywiesili w oknie napis: „Solidarność z uchodźcami". Ale większość starszych, z którymi rozmawiamy, jest zdecydowanie przeciwna ściąganiu ich tutaj. Dobrze sytuowany 70-letni mężczyzna, który zastrzega sobie anonimowość, oświadcza: „Nie jestem rasistą, ale już wystarczy. Nie mamy już miejsca dla imigrantów! Byłem w trakcie sprzedaży dwóch domów na wyspie, ale kupujący wystraszyli się tej barki i po prostu zrezygnowali". Lokalny poseł Richard Drax i burmistrzyni Carralyn Parkes już zagrozili pozwaniem rządu w imieniu lokalnej społeczności.

Susan Phoenix, miejscowa psycholożka, tak wyraża niezadowolenie swoje i wielu innych mieszkańców: „Nasza społeczność jest sfrustrowana i rozczarowana. Od lat brakuje tu solidnej opieki społecznej, usługi publiczne są na dramatycznie niskim poziomie, mimo że płacimy jedne z najwyższych podatków lokalnych w kraju. Wielu obywateli musi korzystać z banków żywności, a rząd teraz zamierza obciążyć nas 500 obcymi mężczyznami bez jasnych perspektyw na normalne życie, nawet nie pytając nas o zdanie. Czasami na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać dwa miesiące. Na wyspie nie mamy karetki ani choćby dentysty. Ci na barce będą mieć lepszą opiekę zdrowotną niż my!".

-Premierowi Sunakowi udało się zniechęcić do siebie wszystkich w Portland. To się źle skończy – ocenia profesor Marfleet.

tłum. Bartosz Hlebowicz

 

Dlaczego Rosja skutecznie ożywia antykolonialny dyskurs w Afryce [LE FIGARO]

31.07.2023, 12:32 Mayeul Aldebert Le Figaro

Dlaczego ubiegłotygodniowy zamach stanu w Nigrze jest Kremlowi na rękę i wpisuje się w rosyjską taktykę w Afryce - wyjaśnia Arnaud Dubien, dyrektor Obserwatorium Francusko-Rosyjskiego.

Od czasu wojskowego zamachu stanu, według Reutersa, nastąpiła "lawina antyfrancuskiej retoryki i dezinformacji" zarówno w Nigrze, jak i w pozostałej części Sahelu. Brytyjska agencja prasowa bezpośrednio łączy to z aktywnością Rosji, która "stara się podsycać gniew przeciwko Paryżowi". Oskarżenia o grabież uranu do zasilania reaktorów jądrowych to jedno z podstawowych narzędzi w tej strategii. Na razie jednak francuska spółka Orano - w której państwo posiada 45 proc. udziałów i która eksploatuje dużą część złóż na północy kraju - nadal działa normalnie.

Pucz w Nigrze. Wojsko obaliło jednego z ostatnich prozachodnich przywódców w regionie Francja jest nie tylko głównym odbiorcą eksportu Nigru, ale do tego koncentruje się na jednym surowcu - uranie potrzebnym jej energetyce atomowej.

Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, Niger posiada czwarte co do wielkości złoża uranu na świecie, ale jest podstawowym źródłem tego surowca dla UE. Dobrą wiadomością dla Zachodu jest to, że dwa kraje o największych potwierdzonych rezerwach uranu to Australia i Kanada.


Po Sudanie, Republice Środkowoafrykańskiej i Mali właśnie Niger może być następnym krajem Afryki, który wpadnie w jakimś stopniu pod rosyjską kuratelę. Czy jest to powrót do sytuacji z czasów zimnej wojny, kiedy Afryka była polem walki o wpływy pomiędzy ZSRR a USA?

  • Możemy dodać do tej listy Burkina Faso, które również zwraca się w stronę Rosji już od zeszłego roku, a Moskwa ogłosiła rychłe ponowne otwarcie swojej ambasady w tym kraju, zamkniętej po upadku ZSRR w 1992 r. Ale podczas gdy Kreml wydaje się być beneficjentem tych wydarzeń, to jednak rzadko jest ich inicjatorem. W przypadku Nigru Amerykanie już wskazali, że nie wykryli żadnych "rosyjskich tropów" w przeprowadzonym tam zamachu stanu. Z drugiej strony można się spodziewać, że Rosjanie chętnie wezmą na siebie lwią część odpowiedzialności.

W Moskwie wiele osób - zwłaszcza w sieciach społecznościowych i w kręgach bliskich rządowi - jest zachwyconych postępującym osłabieniem Francji i całego Zachodu w Afryce. Przejęcie władzy w Niamey w tym sensie przyćmiło nawet dość ograniczony sukces szczytu Rosja-Afryka w Petersburgu, gdzie poziom reprezentacji był znacznie niższy niż w Soczi w 2019 roku.

Na tym petersburskim szczycie Władimir Putin mówił o "wielobiegunowym porządku świata" i „walce z neokolonializmem". Czy rosyjski prezydent odtwarza sowiecką politykę zagraniczną za pomocą tego słownictwa?

  • Rosyjska polityka afrykańska opiera się częściowo - ale nie wyłącznie - na spuściźnie Związku Radzieckiego. Od lat 2006-07 Moskwa starała się reaktywować partnerstwa i sieci wpływów odziedziczone po latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Z pewnym powodzeniem, zwłaszcza w Algierii, Angoli i Egipcie, gdzie powrót wojska do władzy w 2013 r. doprowadził do spektakularnego zbliżenia Moskwy i Kairu.

Od 2014 r. i eskalacji napięć z Zachodem Moskwa kładzie większy nacisk na aspekt bezpieczeństwa swojej polityki afrykańskiej, natomiast jej trwający już wcześniej "powrót" na kontynent był częścią logiki ekspansji gospodarczej, która była, ogólnie rzecz biorąc, standardowa. Ale potem nastąpiła nowa faza, coś, co można określić jako "wagneryzację" polityki Rosji, a do tego silna reaktywacja dyskursu antykolonialnego, który jest zasadniczo skierowany przeciwko Francji, zdecydowanie najbardziej narażonej zachodniej potędze w Afryce. Warto jednak pamiętać, że rosyjski dyskurs na temat "wielobiegunowości" nie jest nowy. Pierwszą osobą, która umieściła go w centrum doktryny Moskwy, był Jewgienij Primakow, były szef dyplomacji i premier pod koniec lat 90.

Co oferuje państwom afrykańskim rosyjska dyplomacja? Czy po próbie buntu wagnerowców i w środku obnażającej słabości Moskwy wojny w Ukrainie Putin nie wydaje się mało pociągającym partnerem w Afryce?

  • Czerwcowy bunt Jewgienija Prigożyna wzbudził wątpliwości - a nawet obawy - wśród niektórych afrykańskich przywódców, zwłaszcza w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej. Ale niepewność była krótkotrwała. Teraz jest jasne, że nie będzie wycofania najemników Grupy Wagnera i odpuszczenia Afryki przez Kreml. Trudności rosyjskiej armii w Ukrainie i ogłoszenie końca umowy zbożowej wyrządziły reputacji Rosji w regionie więcej szkód niż epizod z buntem wagnerowców.

Argumenty wysuwane przez Moskwę różnią się w zależności od kraju. Mogą mieć charakter handlowy, związany z bezpieczeństwem (dostawy broni, współpraca między służbami bezpieczeństwa, szkolenie oficerów itp.) lub polityczno-dyplomatyczny - dla wielu krajów afrykańskich tzw. rosyjska karta daje im pole manewru wobec Zachodu, ale także Chin. Niewiele z nich traktuje Rosję priorytetowo i jest gotowych bezwarunkowo ją wspierać, zwłaszcza w ONZ - ale jeszcze mniej jest gotowych ją ignorować lub się z nią otwarcie spierać. Pod tym względem jedynym prawdziwym rozczarowaniem dla Kremla była nieobecność Kenii - którą szef dyplomacji Siergiej Ławrow specjalnie odwiedził pod koniec maja - na ostatnim szczycie w Petersburgu.

Jakie interesy ma Rosja w zbliżeniu z krajami afrykańskimi?

  • Są to względy prestiżowe: Rosja przyjmuje przywódców kontynentu, który rośnie w siłę, ma surowce - i zabiegają o jego względy liczni globalni gracze, od Europejczyków i Amerykanów, po Chińczyków, Japończyków, Turków, Emiraty Arabskie i Arabię Saudyjską, a nawet Brazylię.

Putin wykorzystuje sytuację, aby pokazać, że izolacja jego kraju jest jedynie „rzekoma" i odzwierciedla zachodniocentryczny punkt widzenia. Rosja forsuje również swoje interesy gospodarcze, które są wprawdzie nieporównywalnie mniejsze niż te Zachodu czy Chin, ale nie są już nieistotne. Ograniczony wolumen handlu Rosji z Afryką - niecałe 18 miliardów dolarów w 2022 r. - jest częściowo rekompensowany poprzez fakt, że Moskwa jest coraz silniej obecna w bardzo wrażliwych obszarach: zbrojeniach, bezpieczeństwie, energetyce i rolnictwie.

Rosja zabiega również o to, by państwa afrykańskie przyjmowały w ONZ stanowiska, które nie są jej wrogie, i to w kwestiach, które ją interesują, przede wszystkim w sprawie Ukrainy. Wyzwaniem dla Rosji w nadchodzących miesiącach będzie udowodnienie, że nie osiągnęła "szklanego sufitu" na kontynencie afrykańskim. Jedynie duże kontrakty, być może w zakresie cywilnej energetyki jądrowej lub gazu ziemnego, wydają się być w stanie posunąć ją o krok dalej.

 

Tururu tururu turururu

 

cross-posted from: https://szmer.info/post/336909

Zbieram newsy, analizy i informacje dotyczące wpływu przerwania tamy w Nowej Kachowce na dziką przyrodę, ze szczególnym uwzględnieniem rezerwatów rzecznych, ekosystemów doliny Dniepru i zwierząt je zamieszkujących.

W dolinie znajduje się np. Park Narodowy Wielki Ług i Park Narodowy Dolnego Dniepru (oba należą do obszarów RAMSAR i IVA), a także rezerwat przyrody Askania Nowa

Ciekawy tekst z 25 maja opublikowany przez AP opisuje problemy wyspiarskiej społeczności z doliny Dniepru, walczącej na przemian z suszą i z gwałtownie rosnącymi poziomami wody. Wiadomo że Rosjanie pozwalali zbiornikowi w Nowej Kachowce napełniać się ponad miarę, aż do zagrożenia przelania (porównaj: casus powodzi wrocławskiej z 1997).

https://apnews.com/article/ukraine-russia-nuclear-dnipro-river-flood-df2aaa99cab8b0e0d7a4b26bd77cad0f

W tekście nie jest wyszczególnione to, co wiedzieli od dawna żołnierze ukraińscy: że Rosjanie wzmagali nurt Dniepru, spuszczając więcej wody, by ewentualnym wojskom desantowym trudno było przedostać się cicho przez rzekę (by podołać nurtowi, trzeba było zwiększyć moc silników motoworych i ryzykować wykrycie).


Washington Post: 150 ton oleju maszynowego zgromadzonego w elektrowni wodnej dostało się do Dniepru. Razem z innymi zanieczyszczeniami, które biznes pompował do rzeki od lat, może on spłynąć do Morza Czarnego. Po drodze "zebrane" zostaną również pestycydy i środki chemiczne z zalanych miejscowości. Nie mówiąc o tym, co znajdowało się w fabrykach na terenie zalania. Przy okazji z nurtem rzeki płyną również miny.

Szwedzka firma Damningsverket stworzyła w tym roku model zalania okolicy: zakładał on, że woda będzie płynąć szybciej niż w wodospadzie Niagara i osiągnie wysokość do 16 stóp (4,8 m). Teraz przyznaje, że model nie zakładał tak wysokiego poziomu wody na samej tamie.

https://www.washingtonpost.com/climate-environment/2023/06/06/ukraine-dam-environment-destruction/


Zoo w Nowej Kachowce całkowicie zalane: zginęły wszystkie zwierzęta poza ptakami wodnymi. Personel uważa, że pomimo prób, nie dało się ich uratować.

https://kyivindependent.com/social-media-zoo-in-nova-kakhovka-completely-flooded/


Wywiad z Julią Marchel, ukraińską ekolożką:

https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/tragiczne-konsekwencje-wysadzenia-tamy-w-nowej-kachowce-to-ekobojstwo/zb0nh6c,79cfc278

view more: ‹ prev next ›