Informacje ze świata

684 readers
1 users here now

Newsy

founded 5 years ago
MODERATORS
776
 
 

Wzrasta dyskryminacja muzułmańskich dzieciach w szkołach w Indiach. Rząd Modiego nakręca spiralę przemocy.

https://twitter.com/Advaidism/status/1695281921163739625

777
778
 
 
779
780
781
782
783
 
 

Biedby Dutton... Tak, politycy są rasistam lub/i mają takie wypowiedzi. I można o tym mówić, prywatnie też. Insynuacji pełno dziwnych w tym artykule. Bierzemy polityczny materiał z TV, i atakujemy jednostkę uniwersytetu, BO BIERZE PIENIĄDZE 🤯. Tymczasem Dutton: https://beat.com.au/a-brief-timeline-of-every-fucked-up-thing-peter-dutton-has-done/ Zabawnie pokazane jak tworzy się artykuły powielające polityczną narrację. Udające demaskowanie czegoś. Lol

784
 
 

Follow-up do zamieszczonego przeze mnie wcześniej tekstu Meduzy.

Brazylia i Indie mogly nie chcieć nowych członków, no to pokazano im kto w tym BRICS naprawdę rządzi.

785
786
 
 

Andriej Siergiejew Wczoraj, 12:27

Krótka hisroria BRICS

W 2001 r. główny ekonomista Goldman Sachs Jim OʼNeil w swojej analizie jako pierwszy wprowadził termin BRIC, aby opisać szybko rozwijające się wówczas rynki Brazylii, Rosji, Indii i Chin. W 2009 r. powstała wspólnota zrzeszająca te cztery kraje. Republika Południowej Afryki dołączyła w 2011 r. jako jedna z najszybciej rozwijających się gospodarek na kontynencie afrykańskim. Wraz z przyjęciem RPA nazwa BRIC uległa zmianie poprzez dodanie "s".

Zachodowi rośnie groźny konkurent. Pięć państw ma już plan Od tego czasu pięć krajów znanych jako BRICS pracuje nad zmniejszeniem zależności swoich gospodarek od zachodnich instytucji finansowych oraz udziału dolara w rozliczeniach.

Przywódcy Brazylii, Chin, Indii i RPA na spotkaniu w Johannesburgu pojawią się osobiście. Nie pojawi się za to przywódca Rosji. Władimir Putin boi się aresztowania — na podstawie nakazu Międzynarodowego Trybunału Karnego — i będzie komunikował się z innymi głowami państw wyłącznie za pośrednictwem wideo. Państwa członkowskie chcą zwiększyć swoje wpływy i zdegradować dolara. Oto dlaczego ten szczyt BRICS będzie inny niż wszystkie.

Szczyt BRICS w Brazylii. Przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, premier Indii Narendra Modi, prezydent RPA Cyril Ramaphosa. 2019 r.Sergio LIMA / AFP Szczyt BRICS w Brazylii. Przywódca Chin Xi Jinping, prezydent Rosji Władimir Putin, prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, premier Indii Narendra Modi, prezydent RPA Cyril Ramaphosa. 2019 r.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), łączny udział krajów BRICS w globalnym PKB w ciągu ostatnich 30 lat zrównał się z udziałem G7, a w 2022 r. nawet nieznacznie go przekroczył.

Chiny są absolutnym liderem grupy — odpowiadają za dwie trzecie PKB bloku, podczas gdy USA wnoszą tylko jedną trzecią PKB w ramach grupy G7.

Świat stoi w punkcie zwrotnym Kreml lubi nazywać BRICS "unią większości", aby podkreślić, że Rosja świetnie sobie radzi z sankcjami i — wbrew nadziei Zachodu — nie została całkowicie odizolowana od reszty świata.

Warto tu podkreślić, że mieszkańcy państw członkowskich BRICS to 42 proc. światowej populacji, podczas gdy G7 tylko 10 proc. BRICS nie stanowi większości. Może się nią stać, o ile krajom uda się poszerzyć blok. Nie będzie to jednak łatwe.

— W ciągu 16 lat BRICS, niczym wielki statek, nieustannie płynął pod pełnymi żaglami pomimo gwałtownych fal i burz — tym zdaniem Xi Jinping otworzył poprzedni szczyt w czerwcu 2022 r. W tej metaforze jest ziarno prawdy.

Zaledwie cztery miesiące przed tamtym szczytem Rosja rozpętała wojnę w Ukrainie, pogrążając w chaosie system stosunków międzynarodowych. Więzi między krajami BRICS pozostały nienaruszone. Trzy państwa członkowskie — Chiny, Indie i RPA — wstrzymały się od głosu w głosowaniu ONZ w marcu 2022 r. w sprawie potępienia rosyjskiej agresji.

— Uważam, że świat stoi obecnie w punkcie zwrotnym. System stosunków międzynarodowych, który rozwinął się po 1945 r., przechodzi rodzaj kryzysu egzystencjalnego — wyjaśniła Sanusza Naidu, starsza specjalistka Instytutu Globalnego Dialogu w RPA. Stare zasady przestały obowiązywać, a nowe nie zostały jeszcze odkryte — i nie chodzi tylko o wojnę — stwierdziła ekspertka.

Przyszłość światowej gospodarki Wzrost aktywności gospodarczej po zakończeniu pandemii, zakłócenia w globalnych łańcuchach dostaw, a później inwazja Rosji na Ukrainę sprowokowały gwałtowny wzrost stóp procentowych banków centralnych na całym świecie. To zakończyło erę taniego pieniądza w krajach rozwiniętych, która trwała prawie 16 lat. Kraje globalnego Południa, które muszą zaciągać znaczne pożyczki, aby rozwijać swoje gospodarki i niwelować luki strukturalne, miały trudności ze spłatą swoich długów.

Chociaż BRICS istnieje od 14 lat, wzrost zainteresowania sojuszem nastąpił dopiero w latach 2022-2023, co zbiegło się z inwazją Rosji na Ukrainę. W tym czasie około 40 krajów wyraziło chęć przystąpienia do wspólnoty. 23 z nich złożyły formalne wnioski o dołączenie — m.in. Iran, Argentyna, Indonezja, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Egipt.

— W nowych realiach kraje rozwijające się mają coraz większą trudność z utrzymaniem stabilności makroekonomicznej, ponieważ gwałtownie rosnące koszty pożyczek międzynarodowych sprawiają, że ich gospodarki stąpają po chwiejnym gruncie — tłumaczy Sanusza Naidu. — Chęć dołączenia do sojuszu można wytłumaczyć próbami ponownego zabezpieczenia się przed ryzykiem — dodała. Według niej, kluczowym problemem obecnego systemu finansów i dyplomacji jest to, że "nie służy on już swojemu pierwotnemu celowi". A zdaniem krajów globalnego Południa, ten system już nie działa.

Chiny chciały pomóc

Według Afrykańskiego Banku Rozwoju, państwa kontynentu potrzebują około 100 mld dolarów (408 mld zł) inwestycji rocznie, aby wypełnić lukę infrastrukturalną w stosunku do krajów rozwiniętych. Chiny, uważane za kluczowy kraj BRICS, oferują im jednak korzystniejsze warunki udzielania pożyczek — zwłaszcza w porównaniu z globalnymi instytucjami finansowymi, takimi jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) czy Bank Światowy. — Warunki chińskich pożyczek są lepsze, zwłaszcza w porównaniu do pożyczek zachodnich — potwierdził rosyjski ekonomista Andriej Mowczan.

— Na przykład, jeśli jesteś państwem trzecim z dużym zadłużeniem, prędzej czy później będziesz musiał ponownie pożyczyć pieniądze. A pożyczki nie trwają wiecznie. Dziś korzystniejsze będą pożyczki w chińskich juanach. Po pierwsze, kurs juana jest niższy (niż waluty w krajach rozwiniętych — red.), a po drugie, ścieżka obierana przez przywódców Chińskiej Republiki Ludowej musi zakładać obniżenie wartości waluty w stosunku do dolara. Innymi słowy, zaciągasz pożyczkę w walucie, która sprawi, że wartość twojego długu w dolarach spadnie — tłumaczy ekonomista.

Czy powiększenie się BRICS jest realne? W obliczu globalnego konfliktu między Południem a Północą, przyjęcie nowych członków do BRICS nie będzie łatwe. Na przykład Argentyna mierzy się z wysoką inflacją i ogromnym zadłużeniem, którego nie jest w stanie spłacić. Wenezuela i Iran od dawna objęte są surowymi sankcjami. Eksperci twierdzą, że przystąpienie do sojuszu raczej nie pomoże rozwiązać wszystkich problemów tych i innych krajów rozwijających się.

Nie tylko Iran. Tak miliardy z Brukseli ratują gospodarkę Putina. W grę wchodzi handel diamentami — Państwa BRICS mają swoje własne ograniczenia strukturalne, własne problemy, a także własne interesy — dodaje Sanusza Naidu. Członkowie sojuszu nie są zgodni co do poszerzenia wspólnoty. Za włączeniem nowych krajów opowiadają się Chiny, które chcą zwiększyć swoją strefę wpływów, oraz Rosja, która potrzebuje nowych partnerów. Gdyby tak się stało, świat może stanąć na głowie. Silny sojusz BRICS odwraca porządek świata.

Przeciwnikiem pomysłu jest Brazylia, która obawia się, że grupa straci swój status, jeśli dołączy do niej duża liczba nowych członków. Indiom, które prowadzą spory terytorialne z Chinami, również nie podoba się perspektywa rosnących wpływów ich sąsiada. Republika Południowej Afryki nie określiła jeszcze swojego stanowiska — przynajmniej nie publicznie. BRICS podejmuje decyzje w drodze konsensusu, więc opinia każdego członka wspólnoty jest równie ważna.

BRICS przede wszystkim walczy z dolarem

— Nie sądzę, by przywódcy BRICS byli w stanie dojść do porozumienia w sprawie ekspansji podczas tego forum. Prawdopodobnie usłyszymy że sojusz będzie do niej dążył. Ale ramy czasowe i warunki będą kwestią wymagającą dalszej dyskusji — podsumowuje Sanusza Naidu.

BRICS przede wszystkim chce położyć kres zależności od dolara w zakresie płatności międzynarodowych. Ta kwestia nigdy nie była tak drażliwa, jak w 2023 r., kiedy Zachód zadał Rosji poważny cios gospodarczy, zamrażając jej rezerwy walutowe. Zachodnie władze zamroziły setki miliardów dolarów rosyjskich rezerw, choć nadal boją się przekazać te pieniądze na odbudowę Ukrainy.

UE ma plan na odbudowę Ukrainy. Już raz w historii zastosowano to rozwiązanie Formalnie BRICS posiada nawet własny bank — w 2014 r. w Szanghaju otwarto Nowy Bank Rozwoju, który finansuje projekty infrastrukturalne w krajach rozwijających się. Zatwierdzony portfel inwestycyjny banku wynosi około 30 mld dolarów (122 mld zł). Jednocześnie — w związku ze zbyt dużym ryzykiem — instytucja wstrzymała finansowanie projektów w Rosji zgodnie z sankcjami USA.

Rozkwit chińskiej waluty a waluta alternatywna dla dolara

Jednym ze strategicznych celów banku BRICS jest doprowadzenie do 30 proc. udziału rozliczeń między członkami wspólnoty w ich walutach.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, udział dolara amerykańskiego w rezerwach banków centralnych na całym świecie systematycznie spadał w ciągu ostatnich 30 lat, osiągając najniższy od ćwierć wieku poziom 59 proc. w 2020 r. Spadek częściowo wynika z wprowadzenia euro w 1999 r.

Amerykańska waluta jest wciąż wykorzystywana w globalnym handlu, prywatnych aktywach, długach i na całym światowym rynku walutowym — zauważyli analitycy ING Bank.

Według statystyk międzynarodowej organizacji instytucji finansowych SWIFT, dolar amerykański jest wykorzystywany w przypadku prawie połowy transakcji na świecie (42 proc.), a euro — jednej trzeciej (32 proc.). W przypadku chińskiego juana to jedynie około 2 proc. Mimo to udział waluty Chin rośnie dość szybko, zwłaszcza w ciągu ostatniego półtora roku — głównie ze względu na handel z Rosją, który dramatycznie wzrósł od wybuchu wojny w Ukrainie.

Według analityków ING, rosnący udział walut alternatywnych nie jest bezpośrednim zagrożeniem dla dolara, ale zwiększa konkurencję między walutami regionalnymi. Jednak to, że amerykańska waluta stoi przed wyzwaniami politycznymi i gospodarczymi, to fakt.

Dzięki niemu USA dominują na świecie. Oto pięć państw, które chcą to zmienić Cel niemożliwy do zrealizowania Jak wyjaśnia Andriej Mowczan, to, że kraje BRICS uzgodnią wspólną walutę, taką jak euro, jest praktycznie niemożliwe, ponieważ członkowie wspólnoty nie dzielą wspólnych przestrzeni gospodarczych i oferują swoje towary na zupełnie różnych rynkach.

Teoretycznie członkowie sojuszu mogliby zgodzić się na utworzenie wspólnotowego instrumentu finansowego, który byłby wykorzystywany we wzajemnych rozliczeniach między państwami. Instytucja nie odegrałaby jednak roli w obrocie na rynkach poszczególnych krajów. Najlepszym przykładem jest ECU (European Currency Unit), instrument płatniczy używany do rozliczeń między krajami UE przed wprowadzeniem euro.

Mowczan powołuje się na przykład obiegu dolara w Rosji w czasie niestabilności finansowej w latach 90. 30 lat temu dolar obywatele w rosyjskich sklepach mogli płacić dolarami. Wciąż była to waluta międzynarodowa, krążąca w Rosji, ale z centrum emisyjnym na zewnątrz.

— W kwestii waluty należy zwrócić uwagę na dwa ważne czynniki: kto kontroluje jej emisję i kto zarządza procesem inwestycji (lub jest beneficjentem oszczędności w tej walucie). Na przykład w przypadku dolara, Stany Zjednoczone otrzymują cały dochód, a także wszystkie korzyści z inwestowania w niego, ponieważ pozwala im to na budowanie zadłużenia zagranicznego. To samo dotyczy juana — wyjaśnił Mowczan. W związku z tym nic wielkiego nie zmieni się na świecie po wprowadzeniu chińskiej waluty — podsumował rozmówca Meduzy.

Chiny trzymają rękę na pulsie

Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva, lewicowy polityk, który jest znanym krytykiem "hegemonii dolara", wiosną tego roku poparł ideę wspólnego instrumentu płatniczego. Co więcej, zasugerował, że kraje BRICS powinny później wprowadzić wspólną walutę, "tak jak Europejczycy wprowadzili euro".

Mowczan przypomniał, że "BRICS jest sojuszem z absolutną dominacją Chin zarówno pod względem wielkości gospodarki, możliwości finansowych, jak i stosunków handlowych".

Jeśli grupie uda się uzgodnić wspólny instrument płatniczy, prawdopodobnie będzie to system faworyzujący juana. To dałoby Chinom możliwość obrony własnych interesów w tym segmencie światowego handlu. Ale nie chodzi o konkurowanie z dolarem — to zupełnie różne rzeczy.

Chiny muszą prowadzić politykę, która doprowadza do konsekwentnego spadku wartości juana w stosunku do dolara — to pozwala na tańszą produkcję, a tym samym zwiększenie podaży na rynkach międzynarodowych. Jeśli następnie wspólna waluta oparta na juanie będzie mogła zastąpić dolara w rozliczeniach wielu krajów z chińskim rynkiem, wówczas Chiny otrzymają po prostu mniej dolarów. Jeśli popyt na dolary będzie się utrzymywał, juan tylko delikatnie straci na wartości. — Dla Chin będzie to centralny punkt procesu tworzenia jednej waluty BRICS — dodał Mowczan.

Klub przywódców o podobnych pomysłach

Pomimo ambitnej agendy szczytu w 2023 r., jest jeszcze za wcześnie, aby porównywać BRICS z G7, a tym bardziej z NATO, choć niektórzy członkowie wspólnoty bardzo chcieliby to robić. Główną różnicą między BRICS a szeroko rozumianym Zachodem jest to, że członkowie sojuszu nie są związani żadnymi zobowiązaniami — w rzeczywistości wspólnota wciąż jest klubem krajów o podobnych interesach.

— BRICS nie ma wspólnej przestrzeni celnej, wspólnej przestrzeni walutowej ani wspólnej przestrzeni handlowej — czyli w rzeczywistości nie ma żadnych zobowiązań — wylicza Andriej Mowczan.

Obecnie interesy członków BRICS są zbieżne, ale nie wiemy, czy tak będzie zawsze. Sojusz składa się z państw różnych pod względem ustroju i polityki. Indie, Brazylia i RPA są demokracjami, podczas gdy Rosja i Chiny są autokracjami. Indie, które niedawno stały się członkiem QUAD, sojuszu wojskowego Indo-Pacyfiku pod przywództwem USA, nadal mają nierozwiązany spór terytorialny z Chinami w Tybecie.

Musimy pamiętać, że pomimo wzrostu gospodarek BRICS, przepływy pieniężne z tych krajów są nadal redystrybuowane na Zachód, a rekordowa liczba najbogatszych obywateli opuszcza państwa bloku. Według Henley & Partners, firmy konsultingowej, która pomaga w uzyskaniu obywatelstwa poprzez inwestycje, w ubiegłym roku około 40 tys. milionerów opuściło kraje BRICS. Rekordzistami były kraje Władimira Putina i Xi Jinpinga: Rosję opuściło 15 tys. milionerów, a Chiny — 13 tys. Dla porównania, 8 tys. milionerów wyjechało z Indii, a 2,5 tys. — Brazylii.

Ze statystyk wypływa wniosek, że najbardziej aktywni i zamożni obywatele krajów członkowskich BRICS nie wierzą jeszcze w ich dobrobyt i wolą trzymać swoje pieniądze w krajach zachodnich, gdzie ryzyko polityczne i finansowe jest niższe.

Andriej Siergiejew Źródło: meduza.io

787
 
 

19-letni Nikita Żurawel spalił Koran obok meczetu w Wołgogradzie. Za karę zesłano go do aresztu w Czeczenii, gdzie pobił go 15-letni syn Ramzana Kadyrowa, głowy republiki. Uwięziony apeluje do rosyjskich władz o ratunek.

Do spalenia Koranu doszło w maju w Wołgogradzie. Po aresztowaniu rosyjskie władze oskarżyły Nikitę Żurawela, pochodzącego z Krymu studenta lokalnego uniwersytetu pedagogicznego, o obrazę uczuć religijnych. Ale nie tylko o to. Śledczy twierdzą także, że mężczyzna przyznał się do działania na polecenie ukraińskich służb specjalnych. Za publikację filmu ze spalenia Koranu miał dostać wynagrodzenie - 10 tys. rubli. Żurawel przyznał ponadto, że fotografował rosyjskie obiekty wojskowe (...)

788
 
 

Saudyjscy strażnicy graniczni zostali oskarżeni o zabicie setek migrantów, głównie Etiopczyków, między innymi przy użyciu artylerii — poinformował w poniedziałek dziennik "The Guardian", powołując się na raport organizacji ochrony praw człowieka Human Rights Watch (HRW) z siedzibą w USA. W raporcie czytamy m.in., że strażnicy strzelali z bliskiej odległości do osób zatrzymanych po przekroczeniu granicy. Funkcjonariusze straży kazali ocalałym wybierać kończynę, w którą mieli zostać postrzeleni.

789
790
791
792
 
 

Debian, jedna z najpopularniejszych i jednocześnie mocno społecznych i niekomercyjnych dystrybucji Linuksa obchodzi swoje 30 urodziny.

793
 
 

Antonello Guerrera - la Repubblica

Kiedy okazało się, że z deportacji do Rwandy nici, rząd Wielkiej Brytanii postanowił wysłać ludzi ubiegających się o azyl na wielką barkę przycumowaną u wybrzeży Dorset.

-To bomba z opóźnionym zapłonem – mówi Kevin Wilkie, właściciel sklepu ze starymi komputerami i napisem w oknie: „Nie dla barki z migrantami!".

Pytam, dlaczego?

-To ogromny błąd. To miasteczko liczy 13 tys. mieszkańców. Nie da się utrzymać równowagi. Co miałoby tu robić 500 wałęsających się dorosłych mężczyzn, bez pracy?

Sierpień. Typowy chłodny dzień w środku angielskiego lata. Nad wysepką Portland w Kanale Angielskim zawisły ponure chmury. We mgle, w hrabstwie Dorset, miejscu Johna Le Carré i PJ Harvey, majaczy Chesil Beach, niekończący się, melancholijny przesmyk plaży z niezwykłej powieści Iana McEwana z 2007 roku.

Wilkie mieszka i pracuje zaledwie 20 metrów od nowej czerwonej strefy, czyli od prywatnego, zamkniętego „Portland Port Ltd", w którym cumuje barka "Bibby Stockholm". Ten dziwny statek został tu przyholowany trzy tygodnie temu, policja wpuszcza na teren tylko nielicznych wtajemniczonych.

Pomiędzy łodziami i kontenerami można jednak dostrzec okna tego budzącego ostre spory pływającego bloku mieszkalnego w szaro-czerwonych kolorach. Znajdują się w nim 222 pokoje dla 500 migrantów i osób ubiegających się o azyl, którym udało się dotrzeć na Wyspy przez kanał La Manche. Wielka Brytania uznaje ich za „nielegalnych", przynajmniej dopóki Home Office nie skończy rozpatrywania ich wniosków o azyl. A to potrwa wiele miesięcy.

Właśnie stąd, z doków Portland, brytyjscy i amerykańscy żołnierze wyruszyli na inwazję w ramach D-Day (jest tu nawet muzeum poświęcone lądowaniu w Normandii). Tutaj także znajduje się jeden z najcenniejszych skarbów naturalnych na świecie, Wybrzeże Jurajskie wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tutaj wreszcie wydobywa się kamień portlandzki, z którego zbudowano katedrę św. Pawła w Londynie zaprojektowaną przez sir Christophera Wrena, a także w dużej części Pałac Buckingham i Kongres Stanów Zjednoczonych.

To jak cofnięcie się do czasów wiktoriańskich

Dla Steve'a Valdeza-Symondsa z Amnesty International barka „przypomina statki więzienne z epoki wiktoriańskiej". W każdej kajucie znajduje się piętrowe łóżko dla dwóch lub trzech osób, łazienka, biurko, szafa. Jest wi-fi, a także wspólna sala modlitewna, przestrzenie rekreacyjne, ambulatorium i siłownia.

Według rządu wszystko jest OK. Inaczej uważają np. związki zawodowe strażaków, które przestrzegają, że prawdopodobne zaprószenie ognia na pokładzie skończyłoby się katastrofą. Migranci mogą opuszczać barkę i promem (kursują co godzinę) dostać się do centrum Portland lub, korzystając z jedynej drogi, opuścić wyspę i dotrzeć autobusem do pobliskiego Weymouth. Władze „zachęcają" ich, ale nie zmuszają, by wracali na barkę przed godz. 23 – przed wejściem czeka ich za każdym razem przeszukanie.

Obserwuję niebieskie promy: są puste, czasem dwóch pasażerów, nie więcej. Dzieje się tak, ponieważ jak dotąd tylko 15 imigrantów zgodziło się wejść na pokład statku.

Rząd grozi migrantom i pomagającym im prawnikom

Afgańczyk ubiegający się o azyl mówi BBC: „Dźwięk zamykanych zamków w grodziach przypominał mi więzienie". Kilkudziesięciu migrantów, za radą adwokatów, odmówiło. Znana z ostrych poglądów szefowa Home Office Suella Braverman - córka migrantów, podobnie zresztą jak premier Rishi Sunak - zareagowała z nieukrywanym gniewem.

Rząd postawił opornym migrantom ultimatum (wygasło kilka dni temu), że wyrzuci ich podania o azyl do kosza, a prawnikom, którzy ich „podburzają" zagroził więzieniem pod zarzutem „pomagania i zachęcania do nielegalnej imigracji".

Rząd jest zdesperowany, więc podejmuje ryzyko. Ale Rishi Sunak stawia wszystko na jedną kartę przed przyszłorocznymi wyborami. Barka ma dać obywatelom złudzenie bezpieczeństwa, iluzję, że władze kontrolują sytuację z nielegalną imigracją.

Jednak do tej pory notowania torysowskiego rządu są fatalne, Brytyjczycy widzą, że inne kraje, takie jak Włochy, potrafią administrować znacznie większymi liczbami imigrantów, niż tych ok. 50 tys., którzy dotarli na Wyspy Brytyjskie w zeszłym roku. Londyn wydaje 7 milionów funtów dziennie na zakwaterowanie migrantów w hotelach, próbował wysłać ich do obozów przejściowych w Rwandzie, co spotkało się nie tylko z oburzeniem części opinii publicznej, ale zakończyło się blamażem po zawetowaniu umowy z Kigali przez brytyjski wymiar sprawiedliwości.

"Torysi igrają z ogniem"

Tylko 10 proc. Brytyjczyków ma zaufanie do Sunaka w kwestii imigracji, mimo że Braverman zdradziła, iż jej „największym marzeniem jest zobaczyć, jak samolot załadowany migrantami odlatuje do Rwandy".

A wiceminister Lee Anderson dodał: „Jeśli migrantom nie podobają się barki, mogą wracać do Francji".

-Torysi igrają z ogniem. W minionych dniach przybyli tu już członkowie dwóch ugrupowań skrajnej prawicy: Patriotic Alternative i Britain First, by rozsiewać ksenofobię i rasizm – mówi mi jeden z mieszkańców Portland, Philip Marfleet, 75-letni emerytowany profesor Uniwersytetu Wschodniego Londynu, obecnie aktywista ze „Stand Up to Racism".

-Przyjęliśmy w naszych domach 150 tys. uchodźców z Ukrainy, podczas gdy tych, którzy przedostają się przez La Manche (większość to Irańczycy, Albańczycy i Irakijczycy) chcemy wyrzucać na zacumowane barki. Rasizm tego rządu jest przerażający - uważa Marfleet.

Portland jest rozdarte. Młodzi ludzie, tacy jak Lee i Eva, wywiesili w oknie napis: „Solidarność z uchodźcami". Ale większość starszych, z którymi rozmawiamy, jest zdecydowanie przeciwna ściąganiu ich tutaj. Dobrze sytuowany 70-letni mężczyzna, który zastrzega sobie anonimowość, oświadcza: „Nie jestem rasistą, ale już wystarczy. Nie mamy już miejsca dla imigrantów! Byłem w trakcie sprzedaży dwóch domów na wyspie, ale kupujący wystraszyli się tej barki i po prostu zrezygnowali". Lokalny poseł Richard Drax i burmistrzyni Carralyn Parkes już zagrozili pozwaniem rządu w imieniu lokalnej społeczności.

Susan Phoenix, miejscowa psycholożka, tak wyraża niezadowolenie swoje i wielu innych mieszkańców: „Nasza społeczność jest sfrustrowana i rozczarowana. Od lat brakuje tu solidnej opieki społecznej, usługi publiczne są na dramatycznie niskim poziomie, mimo że płacimy jedne z najwyższych podatków lokalnych w kraju. Wielu obywateli musi korzystać z banków żywności, a rząd teraz zamierza obciążyć nas 500 obcymi mężczyznami bez jasnych perspektyw na normalne życie, nawet nie pytając nas o zdanie. Czasami na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu trzeba czekać dwa miesiące. Na wyspie nie mamy karetki ani choćby dentysty. Ci na barce będą mieć lepszą opiekę zdrowotną niż my!".

-Premierowi Sunakowi udało się zniechęcić do siebie wszystkich w Portland. To się źle skończy – ocenia profesor Marfleet.

tłum. Bartosz Hlebowicz

794
795
796
797
798
 
 
799
800
 
 

Kiedy bogaci są zbyt bogaci, żeby przejmować się zużyciem wody. Poznajcie królów marnotrawstwa, przez których cierpi świat Antonia Zimmermann 6-8 minutes

Gmina Chateauneuf-Grasse w pobliżu Cannes. To tu zamożni właściciele domów — z których większość to obcokrajowcy — zużywają więcej wody w ciągu tygodnia niż pozostali mieszkańcy gminy w ciągu całego roku. Tymczasem 120 gmin w całej Francji ma obecnie trudności z dostępem do wody pitnej.

"W mojej gminie mam kilku sąsiadów z prywatnymi helikopterami. Ktoś, kogo stać na zatankowanie helikoptera, nie będzie musiał martwić się płaceniem grzywny w wysokości 1,5 tys. euro lub podwójnej (6,6 tys. zł) w przypadku recydywy" — powiedział na początku 2023 r. Emmanuel Delmotte, burmistrz Chateauneuf-Grasse w wywiadzie dla Le Figaro. —"Grzywna nie rozwiąże problemu braku wody" — dodał Delmotte. "Niemcy zapomnieli, że w ich kraju nie da się mieć przed domem angielskiego trawnika"

Kiedy Ludwig Helm, burmistrz bogatego Koenigtein leżącego na zalesionych zboczach Taunus, pasma górskiego w pobliżu Frankfurtu w Niemczech po raz pierwszy usłyszał, że każda willa w jego mieście zużywa 80 tys. litrów wody dziennie, czyli 625 razy więcej niż wynosi średnie dzienne zużycie wody w jednoosobowym gospodarstwie domowym w Niemczech — pomyślał, że licznik musi być uszkodzony.

Tak jednak nie było.

W mieście mieszka prawie 17 tys. ludzi. 98 osób ma tu roczny dochód powyżej 1 mln euro (prawie 4,5 mln zł). Region zmaga się z suszą, ale właściciele drogich nieruchomości nic sobie z tego nie robią i lekceważą prośby o ograniczenia zużycia wody mające na celu ochronę zasobów wody pitnej. — W niektórych przypadkach zużycie wody jest w rzeczywistości całkowicie nieograniczone — mówi burmistrz Koenigstein. I dodaje, że Niemcy zupełnie zapomnieli, że w ich kraju nie da się stworzyć przed domem angielskiego trawnika. — Mamy inne warunki klimatyczne. Do ludzi to nie dociera — mówi Helm.

Wraz ze spadkiem poziomu wód gruntowych w regionie wokół Koenigstein, Helm ograniczył czas, w którym mieszkańcy mogą podlewać swoje ogrody lub napełniać baseny, aby zapewnić, że miastu nie zabraknie wody pitnej. Ale te środki jednak nie działają. — Zamożni mieszkańcy je ignorują, a władze lokalne nie są w stanie egzekwować tych zasad. Bogaci! Halo, tu Ziemia!

Według Thomasa Norgalla, zastępcy dyrektora zarządzającego oddziału niemieckiej organizacji pozarządowej BUND w Hesji, coraz niższy poziom wód gruntowych powoduje wysychanie lokalnych strumieni i rzek.

W tym kontekście wysokie zużycie wody przez zamożne gospodarstwa domowe również zaczyna skłócać mieszkańców i powodować niepokój w pobliskich miastach, które obawiają się o swoje własne zasoby wody.

Rosnąca liczba gmin w całej Europie boryka się z podobnymi trudnościami w związku z dotkliwą suszą, która panuje na kontynencie od 2018 r. Co za marnotrawstwo, czyli jak elity marnują wodę

Według Europejskiej Agencji Środowiska prawie jedna trzecia Europejczyków cierpi z powodu niedoboru wody. Oczekuje się, że sytuacja ulegnie pogorszeniu, ponieważ susze stają się coraz częstsze i bardziej intensywne wraz ze zmianami klimatu.

Badanie opublikowane w "Nature" wykazało, że "niezrównoważone zużycie wody przez elity może zaostrzyć miejskie kryzysy wodne co najmniej w takim samym stopniu, jak zmiany klimatu lub wzrost liczby ludności".

To sprawia, że zmiana nawyków konsumpcyjnych jest priorytetem dla obszarów dotkniętych suszą. Naukowcy i ekolodzy twierdzą jednak, że jest to również problem strukturalny. Naprawienie tego będzie wymagało "fundamentalnego przemyślenia zużycia wody i położenia większego nacisku na jej oszczędzanie" — powiedział Norgall. Cenna woda pitna w basenach dla bogatych

Niektórzy regionalni politycy zgadzają się z tą opinią i wzywają do przeprowadzenia zmian. Elisabeth Kula, przewodnicząca skrajnie lewicowej partii Die Linke w regionalnym parlamencie Hesji, powiedziała w czerwcowej debacie parlamentarnej, że "cenna woda pitna" jest marnowana na "spłukiwanie toalet i... baseny dla bogatych".

W ramach krajowej strategii wodnej przyjętej w marcu Niemcy oświadczyły, że chcą oszczędzać wodę pitną poprzez włączenie wody deszczowej do systemów wodnych z pominięciem wody pitnej.

Bruksela posiada szereg przepisów dotyczących ochrony i zarządzania zasobami słodkiej wody, w tym główne prawo dotyczące wody pitnej. Jednak według Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES), organu reprezentującego organizacje społeczeństwa obywatelskiego i doradzającego instytucjom UE, "istniejące narzędzia pozostają fragmentaryczne" i "nie są dobrze zintegrowane we wszystkich obszarach polityki UE". "Woda pitna nie powinna być wykorzystywana do napełniania basenów"

Według Floriana Marina rumuńskiego członka EKES-u, opracowanie ogólnounijnego podejścia do cen wody ma kluczowe znaczenie dla rozwiązania problemu jej niedoboru.

Jego zdaniem woda powinna być bezpłatna do pewnego progu, po którego przekroczeniu można by stosować taryfy. Według Marina, prywatne gospodarstwa domowe powinny również korzystać z niższych cen niż inne sektory, takie jak przemysł.

W większości krajów, w tym w Niemczech i Francji, energochłonne gałęzie przemysłu płacą znacznie mniej za wodę pitną niż gospodarstwa domowe, mimo że zużywają jej znacznie więcej.

Ale Bruksela powinna również opracować standardy dla każdego sektora — w tym prywatnych gospodarstw domowych — w celu uregulowania zużycia wody, dodał Marin, podkreślając, że woda pitna nie powinna być wykorzystywana do napełniania basenów.

Emma Wiesner, eurodeputowana z liberalnej grupy Renew, w zeszłym miesiącu opowiedziała się za Niebieskim Ładem, argumentując, że "woda jest podstawowym prawem każdego obywatela". Powiedziała, że UE musi zająć się tą kwestią "zanim dojdzie do większej liczby konfliktów w państwach członkowskich lub nawet między nimi".

view more: ‹ prev next ›